Weekend w Sztokholmie







Do Sztokholmu najlepiej wybrać się poza sezonem.
Ceny są wtedy niższe, nie ma tłumów turystów, wszystko poznaje się od właściwej strony. Takie jest moje zdanie.
Osoby, które w Sztokholmie mieszkają mówią, że najlepszym okresem do odwiedzenia ich miasta jest środek lata
Jest wtedy ciepło, odbywa się mnóstwo imprez plenerowych , długi dzień pozwala na spędzanie czasu na świeżym powietrzu.Sztokholm żyje.
Wiedząc to, za każdym razem mam ochotę wrócić tam podczas wakacji, sprawdzić jak miasto może wyglądać w najgorętszym sezonie.Ale cieszę się także, że dane mi było delektować  się stolicą Szwecji w czapce na głowie i bez tłumów turystów wyłaniających się z każdego zaułka.
Jak wyglądał nasz weekend  w Sztokholmie zobrazuje poniżej.
Będzie to opowieść tworzona z 5 letnią dziewczynką, zafascynowaną światem Pipii Ponczoszanki i dzieci z Bullerbyn.


przy kościele Storkyrkan


Dlaczego jedziemy do tej Sfecji? -zapytała moja 5latka, która chyba  przyzwyczaiła się do naszych regularnych  wyjazdów, ciągle jednak nie do końca zdając sobie sprawę, gdzie dane miejsce się znajduje i z czym kolejny wyjazd będzie się wiązał.
Co tam zobaczę? A będzie fajnie?
Oczywiście! A gdzie nie jest fajnie!!!- odpowiedziałam i zaczęła się opowieść.
Jedziemy do Szwecji, to takie państwo leżące blisko Danii,tam gdzie niedawno byłyśmy.
Sztokholm to miasto, stolica Szwecji.
Będziemy podziwiać pałac królewski, podobny do tego co widziałyśmy w Kopenhadze,będziemy pływać łódka z racji tego, że Sztokholm jest pięknie położony  na kilkunastu wyspach, no i świat od strony wody wygląda dużo ładniej, będziemy zwiedzać super muzea, gdzie za odgadnięcie zagadki każde dziecko dostaje nagrodę.A co najciekawsze, pojedziemy do Junibagen- świata Astrid Lindgren.
Zobaczymy dzieci z Bullerbyn, Pippi Langstrumpf,  Amike z Czerwcowego Wzgórza i Muminki, które do Pipi przyjechały z wizytą. Będzie naprawdę, ale to naprawdę fajnie.
Yupi- zawołała Milla.Kocham Muminki najbardziej na świecie!!!
I oto za sprawą przedmowy wyjazdowej nie było dnia bez pytania kiedy..?
Nadszedł czas i wraz z moją córeczką i  Lidią, która tak jak  my kocha wcielać się w postać włóczykija, rozpoczęłyśmy nasz weekend. Wyleciałyśmy z lotniska Balice.




Okolice Gamla Stan


Sztokholm przywitał nas chłodem, nie było jednak tak zimno,żeby można było narzekać.
Wsunęłyśmy czapki, założyłyśmy ciepłe kurtki i tak zwiedzanie stolicy Wenecji Północy stało się całkiem przyjemne.
Turystów jak na lekarstwo, a przy naszym pierwszym punkcie kuli "Globe", serwującej przepiękny widok na miasto, nie było nikogo.
Było za wcześnie, pierwszy wjazd do góry odbywał się około 10 rano, podeszłyśmy więc ku uciesze najmłodszej, do pobliskiej, kameralne galeryjki handlowej na rozgrzewającą hot chocolate.




Globe 


Gdy znalazłyśmy się w kuli, słońce zaświeciło na dobre i Sztokholm oświetlony jego blaskiem wyglądał wspaniale.
Zadowolone podjechałyśmy pobliskim metrem  do Gamla Stan na wyspie Stadholmen,najstarszej dzielnicy miasta.
Miałyśmy w sumie niecałe 60 godzin, wliczając dojazd do lotniska Skavska,( które znajduje się godzinę drogi od centrum) i tyle miejsc do odwiedzenia, że teraz, z perspektywy czasu nie dowierzam,że udało nam się to wszystko zobaczyć.
Pod Kungliga Slottet, pałacem królewskim, 5 latkę spotkał niemiły incydent.
Strażnik pilnujący pałacu dość dobitnie pogroził jej palcem, kiedy ta próbowała wdrapać się na armatę. "Nie zrozumiałam nic co ten pan powiedział, ale miał straszną minę"- powiedziała i chciała jak najszybciej stamtąd odejść.
W planach nie było zwiedzania tego pałacu w środku, więc od razu skierowałyśmy kroki w inne miejsce, spoglądając z daleka na pałacowe okna.



widok na Storkyrkan i pałac królewski


XIII wieczny Storkyrkan miał być naszym kolejnym celem, niestety okazał się zamknięty i ponownie został wpisany  na listę kolejnego dnia, jako punkt, który koniecznie trzeba zobaczyć.
To bardzo ważne miejsce dla całego narodu szwedzkiego. To tutaj Olous Petri, słynny luteranin, wygłaszał swe kazania, doprowadzając do likwidacji panującego w Szwecji katolicyzmu.
Drepcząc chwilkę znalazłyśmy się na STORKORGET, ryneczku  otoczonym kolorowymi kamieniczkami, z Muzeum Nobla do zwiedzania ( Milla zachwycona była tym miejscem, pełne jest wynalazków, osobistych rzeczy Noblistów, zdjęć, kącików dla dzieci, można odebrać w recepcji listę zagadek, nie tylko dla najmłodszych, z prezentem za ich odgadnięcie).


Muzeum Nobla



Na ryneczku są przemiłe kawiarenki, a stamtąd blisko do słynnego deptaka, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Oryginalne sklepy z pamiątkami, rękodziełem szwedzkim i restauracjami.
Ulic i uliczek mnóstwo, tylko trzeba mieć czas, żeby się w nich wszystkich zapuścić.
5 latka zakupiła rodzinkę Muminków ( sklepy z pamiątkami podpisują się pod nimi, mimo, że są dziełem fińskiej autorki, pisane były w języku szwedzkim).





Po obowiązkowych zakupach w pamiątkarskich sklepach, zadowolone ( zwłaszcza jedna ) wskoczyłyśmy w autobus hop off hop on i podjechałyśmy na wyspę Djugarden, gdzie znajdował  się wymarzony Junibagen i sąsiadujące z nim Vasamusset.
Celowo jako pierwszy punkt obrałyśmy muzeum Vasa, zostawiając sobie więcej czasu na bajkowe szaleństwo.
Milla ochoczo zgodziła się wejść do środka, jak dowiedziała się, że nie jest to zwyczajne muzeum, ale wielkie pomieszczenie, gdzie znajduje się ogromny, stary statek.
Był to wydobyty z dna zatoki w Sztokholmie, XVII wieczny okręt wojenny, który w 1628 roku zatonął na oczach mieszkańców, podczas pierwszego rejsu na wojnę z Polską.
Wyglądał imponująco,ogromnie, można było przechadzać się  wokół niego, oglądając wszystko z odległości 1, 5 metra.
Moja córeczka nie chciała zbyt szybko opuścić tego miejsca.Podobały jej się makiety, rzeźby owych podróżnych, ubrania, a co najważniejsze i zarazem strasznie-odrzucające czaszki ówczesnych żołnierzy, znalezione na dnie morza wraz ze statkiem.


Vasamusset



   Do świata Astrid Lindgren weszłyśmy na dłużej, zagubiłyśmy się tam, wczuwając w role postaci z bajek.
Kilka pokoi urządzonych jest tam na wzór doliny Muminków, dzieci z Bullerbym, Emila ze Smalandii, Roni- córki zbójnika czy Lotty.
Jedną z najciekawszych, najlepiej opracowanych rzeczy w Junibagen jest kolejka wśród krainy bajek.
Wszystko profesjonalnie zrobione, z audiobookami do wyboru w różnych językach, także po polsku.
Dotarłyśmy także do teatru kukiełkowego  Muminków na krótkie, ale bardzo sympatyczne przedstawienie,potańczyłyśmy razem z dziećmi z całego świata  i z animatorami przebranymi za postacie z bajek, a na koniec pobiegałyśmy w willi śmiesznotce i próbowałyśmy udobruchać konia Pippi Langstrumpf
Myślałam,że to po takiej dawce zabawy padniemy i wykończone będziemy musiały wracać do hotelu.






Junibagen



5 latka okazała się mocno rozbawiona i z dodatkową energią, opuściłyśmy Junibagen udając się do kolejnego niesamowitego miejsca, lodowego baru.
Droga atrakcja, nie wiedziałyśmy czy z niej skorzystać. Wypatrzyła ja Lidia, pewnego deszczowego popołudnia,oglądając National Geographic, właśnie o Sztokholmie. Szkoda byłoby nie wejść,pomyślałyśmy wszystkie i z przekonaniem,że będzie warto, zakupiłyśmy bilety.
Czas spędzony w środku bez ograniczeń. My wytrzymałyśmy około 15 minut. Temperatura minus kilka stopni,wszystko wykonane z lodu. W kieliszkach, także z lodu wypiłyśmy darmowego drinka, Milla sok jabłkowy, usta przyklejały się niemiłosiernie do naszych naczyń, dłonie, mimo dodatkowego ubrania z rękawiczkami, marzły.Warto jednak było, przeżycie niesamowite.


bar lodowy


Tego samego dnia podjechałyśmy wieczorem do Muzeum Fotografii "FOTOGRAFIKA" i przy zachodzie słońca,po obejrzeniu wystawy zdjęć,delektowałyśmy się ciepłą herbatka w jednej z najlepiej ulokowanych kawiarni w tym mieście, na piętrze tegoż muzeum.


Kawiarnia w Fotografika muzeum



A nazajutrz spokojnie wróciłyśmy na Gamla Stan, zaglądając do kościoła Storkyrkan, następnie
zwiedziłyśmy  słynny sztokholmski Ratusz ( Stadhuset) , a dzień zakończyłyśmy na wycieczce statkiem dopływając do drugiego pałacu króla ( zamieszkałego przez cała rodzinę królewską)  DROTTNINGHOLM, położonego pięknie na wybrzeżu wyspy Lovon, niecałe 11 km od stolicy.
Pałac ten ma wyznaczone miejsce, które można zwiedzać,teatr zamkowy, pawilon chiński i piękne ogrody w stylu francusko- angielskim.
W muzeum, wchodząc z dzieckiem, dostaje się kartkę z zagadkami, jak to  prawie we wszystkich szwedzkich miejscach, są i nagrody. Śmiechu było co niemiara,współpraca była także, co trzy głowy, to nie jedna, a nagrodą okazała się czekolada.Całkiem dobry pomysł, bo myślenie nas wykończyło.
I tak z czekoladowym prezentem wróciłyśmy do Sztokholmu na coś bardziej pożywnego, a późnym wieczorem czekał nas przejazd do hoteliku przy samym lotnisku, bo lot miałyśmy bardzo wcześnie rano.
Zadowolone wspominałyśmy super weekend w Stolicy Szwecji nie raz, a mój 5 latek w pamięci ma sporo szczegółów z tego wyjazdu , a także kilka filmików na swoim maleńkim iPodzie, które bardzo często przegląda...


Drottningholm

Stadhuset



Komentarze

Popularne posty